Mija
kolejny rok... kolejny bez Ciebie.
Równe 5 lat temu
postanowiłaś odpocząć; zamknąć swoje piękne błękitne oczka i
zakończyć swoje cierpienie... swoje i Nasze.
Ktoś powie
córeczko, że Twoja śmierć była dla nas największym cierpieniem.
Tak, to prawda, nic bardziej bolesnego nie mogło nas w życiu
spotkać; ale dla mnie jako mamy równie bolesne było patrzenie jak
gaśniesz, to jak z każdym dniem robisz się co raz słabsza, jak
Twój śliczny uśmiech co raz rzadziej pojawia się na buźce, jak
patrzysz przed siebie a w Twoich oczach widzę wielki ból którego w
żaden sposób nie mogłam od Ciebie zabrać. Właśnie z tym przez
bardzo długi czas nie mogłam sobie poradzić, z tym że Cię nie
uchroniłam przed tym wszystkim... Nie potrafiłam zabrać od Ciebie
tego okropnego bólu; tysiące razy umierałam z bezsilności, zła
na wszystko dookoła, na ten okrutny los, na lekarzy, na Pana Boga i
na siebie...
Tak często zadawaliśmy sobie pytania czy zrobiliśmy
wszystko co w Naszej mocy, czy coś jeszcze mogło Cię uratować,
czy na pewno wyczerpaliśmy wszystkie możliwości.
Już
wiem, że nic nie było w stanie powstrzymać tego co nieuniknione.
Przeciwnik okazał się bezlitosny i bezwzględny, a Ty moja dzielna
dziewczynko walczyłaś z Nim do samego końca. Dzień i noc przez
pól roku od postawienia diagnozy która brzmiała jak wyrok.
Do dziś mam przed oczami obraz tego jak o godzinie 15.50 Twoje
serduszko przestaje bić, jak Cię tulę w ramionach i dociera do
mnie, że robię to po raz ostatni.
Żadnymi słowami nie da się
w pełni opisać tego co wtedy czuliśmy... rozpacz, ból, żal,
złość ale także... ulga. Ulga, że już Cię nie boli, że się
nie męczysz, że po tylu miesiącach heroicznej walki możesz w
końcu odpocząć.
Stwierdzicie „ co z Ciebie za matka?!”
Powiem Wam...
Matka, która w wieku
niespełna 25 lat nie sądziła że kogoś można tak bardzo kochać,
że można wylać morze łez i dojść do stwierdzenia że i tak
nadal można płakać,
Matka, która miesiącami
wsłuchiwała się na oddziale Onkologii w szum pompy podającej leki
i drżałą za każdym razem gdy włączał się w niej alarm
Matka, która w chwilach przedłużającej się ciszy ze strachem
sprawdzała czy jej dziecko nadal oddycha,
Matka, która w jednej
chwili poczuła że postarzała się o całe życie,
Matka, która
uśmiechała się do napotkanych osób a w sercu przeżywała
dramat.
Matka, która kochała swoje dziecko tak bardzo... że
pozwoliła mu odejść.
Właśnie to jest moim
największym osiągnięciem. To Igusiu, że nie próbowałąm Cię tu
zatrzymać na siłę; kiedy nadszedł Twój czas przytuliłam Cię,
ucałowałam i w ciszy kołysałam w ramionach. Mogłam w tamtej
chwili zrobić tylko tyle i aż tyle...
Pamiętam jak powiedziałam
do Ciebie „ Już Cię nie boli”
Bóg jeden wie ile bym
dała żeby Cię dotknąć raz jeszcze, przytulić do serca i
usłyszeć Twoje cudowne „Mami”.
Twoja śmierć była
lekcją dla nasz wszystkich, nauczyliśmy się cieszyć z drobnych
rzeczy, doceniliśmy, że największą wartością w życiu jest
zdrowie.
Słowa pewnej pieśni oddają to co się wydarzyło
w Naszym życiu
„ ... bo
jak śmierć potężna jest Miłość... ”
Córeczko,
miłość do Ciebie była i jest tak potężna, że pozwoliła mi się
podnieść po Twojej stracie, miłość do Twojego taty tak potężna,
że mimo tych ciężkich chwil przeszliśmy przez to wszystko Razem i
dzięki temu wiem, że nic nie jest w stanie jej zniszczyć.
Igusiu... Ty nią jesteś! Ty jesteś
Naszą Miłością, Naszą siłą!
Wierzę z całego
serca, że to właśnie dzięki Tobie znów mogę powiedzieć, że
jestem szczęśliwa.
Jest Twój tata, który jest dla mnie
największym wsparciem, jest Twój braciszek, który co dzień zadaje
tysiąc różnych pytań, a sam zapytany w przedszkolu czy zna jakiś
wyraz na literkę I, powiedział : tak, znam; Igusia – moja
siostra. Kiedy to usłyszałam poczułam ciepło w sercu bo wiem, że
pamięć o Tobie nadal żyje i tak będzie do końca.
Jest też
Twoja siostra która 10 miesięcy temu pojawiła się na świecie i
wniosła do Naszego życia kolejną porcję miłości i radości.
Jest tak bardzo podobna do Ciebie, że czasem... to aż boli.
Widzę Jej uśmiech, zamykam
oczy i pojawia się obraz jak siedzisz w szpitalnym łóżeczku i
uśmiechasz do nas kiedy widzisz, że próbujemy Ci zrobić zdjęcie
.
Wiem, że to wszystko Twoja zasługa, Nasz wspaniały Aniele.
Dziś 28 kwietnia, dokładnie 5 lat po Twoim odejściu dziękuję
Ci Córeczko... za to wszystko co nam dałaś, za wiarę w lepsze
jutro, za nadzieję że po każdej życiowej burzy kiedyś musi
zaświecić słońce; za to że mogłam być Twoją mamą, za to, że
każdego dnia czujemy Twoją obecność.
Igusiu, nie mówię
żegnaj... lecz do zobaczenia.
Kochamy Cię!
Mama, Tata, Krzyś
i Marcelinka.
Ściska serce ❤
OdpowiedzUsuń