czwartek, 28 kwietnia 2016

Wspomnienie...



Nie mogę w to uwierzyć, ale już minął rok…
Rok temu 28 kwietnia w jednej chwili czas się zatrzymał, a Nasz świat legł w gruzach.
Właśnie wtedy o godz. 15.50 Nasza Gwiazdka zgasła, Nasza najukochańsza córeczka Igusia odeszła…
       Wtedy nie potrafiłam myśleć o niczym innym tylko o tym czy będę w stanie bez Niej żyć, czy będę miała siłę żeby wstać rano, chodzić, jeść, funkcjonować. Rok temu wydawało mi się, że to jest niewykonalne, że na pewno nie dam rady. Zadawałam sobie pytanie : Po co mam robić to wszystko skoro nie mam dla kogo?!
Ale to był błąd, przecież nadal miałam dla kogo żyć. Dla męża, rodziny, przyjaciół a przede wszystkim właśnie dla Niej… dla mojej Iguni.
Wiem, że Ona nadal chciała patrzeć z góry na uśmiechniętą mamę, nie chciała widzieć w naszych oczach smutku i łez.
Minęło wiele dni, tygodni a nawet miesięcy zanim to do mnie dotarło i na nowo byłam w stanie reagować normalnie, tzn. śmiać się z czegoś wesołego, odpowiadać uśmiechem na czyjś uśmiech.
Ale w końcu mi się udało i jestem z tego bardzo dumna, bo wiem, że właśnie tego by chciała Nasza córeczka.
Może to dziwne ale staram się z Nią „rozmawiać” każdego dnia, czasem gdy mam gorszy dzień patrzę w niebo i proszę Ją o siłę i o to by nadal była przy mnie i cierpliwie czekała na mamę i tatę bo wierzę, że kiedyś znowu się spotkamy i będziemy razem…
      Wyobrażam sobie jakby teraz wyglądała, jak dużo słów umiała by powiedzieć, ile radości sprawiałaby Jej zabawa z ukochanym tatusiem i jak bardzo byłabym szczęśliwa tuląc Ją do siebie…
Niestety wyobraźnia płata figle… dociera do mnie, że nie doświadczymy żadnej z tych chwil, a to tak strasznie boli. 



         Ale już wiem, że musimy z tym bólem żyć i starać się przeżyć Nasze życie jak najlepiej. Jesteśmy to winni Iguni, naszej dzielnej Wojowniczce której uśmiech nigdy nie schodził z twarzy.
Mimo ciężkich zabiegów, litrów chemii wlewanych w Jej malutkie ciałko potrafiła się uśmiechać każdego dnia, najpiękniej… tak jak tylko Ona potrafiła.
Do dziś mam ten uśmiech przed oczami, moment kiedy mrużyła oczka i prezentowała ząbki nie zdając sobie sprawy jak urocza „furteczka” widnieje między jedyneczkami i powoduje, że każdy kto to widział miał ochotę Ją wziąć na ręce i przytulic z całych sił.








Przez pierwsze miesiące najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z cmentarza, stojąc przy grobie Igusi, dotykając jej zdjęcia czułam, że jest naprawdę blisko.
Teraz zrozumiałam, że nie trzeba chodzić kilka razy dziennie na cmentarz żeby czuć jej obecność. Igusia jest wszędzie tam gdzie ja jestem, bo przecież noszę Ja w sercu i tak już będzie zawsze. Zamykam oczy i widzę Jej twarz, piękne niebieskie oczka i malutkie rączki które oplatały moją szyję. Te chwile są bezcenne i nikt mi ich nie odbierze.
        W ciągu tego roku doświadczyliśmy mnóstwo życzliwości od Naszych znajomych, przyjaciół, ale najbardziej mile zaskakiwały cieple słowa od zupełnie obcych ludzi, dzięki temu zobaczyłam jak wiele serc skradła Nasza Igusia, ilu ludzi Ją pokochało mimo iż nie miało okazji Jej osobiście poznać. Dziękuje Wam za to kochani, za każde miłe słowo, przyjazny gest.
     Największym wsparciem w tych ciężkich chwilach był i jest cudowny człowiek, który każdego dnia dodawał mi otuchy, trzymał za rękę, nie pozwalał się poddawać i powtarzał, że w końcu się wszystko ułoży…
To On razem ze mną codziennie przez pół roku czuwał przy łóżku Igusi, to On ocierał moje łzy gdy brakowało już sił, to właśnie On potrafił wywołać na ustach Iguni najwspanialszy uśmiech.
Przez ostatni rok był moją ostoją, bezpieczną przystanią do której będę zawsze wracać.
Najwspanialszy ojciec, przyjaciel - mój mąż…
Dziękuję Ci, za to, że się nie poddałeś, za to ze przez cały ten czas Iga miała mamę i tatę przy sobie, wiem, ze dzięki temu była szczęśliwa. Dziękuję po prostu za to, że jesteś...
       Wiele osób zadaje pytanie: czy już się pogodziliśmy ze śmiercią naszej córeczki?
Ale odpowiedź jest jedna: żadna matka  ani ojciec nigdy nie pogodzą się ze śmiercią dziecka!
My po prostu musimy się nauczyć żyć od nowa, żyć bez maleńkiej istotki która była naszym całym światem, naszym życiem…
Być może wydaje się Wam to niemożliwe, ale to nieprawda. To jest możliwe…
Potrzeba wiele czasu, ale w końcu nadchodzi ten dzień kiedy po przebudzeniu nie odczuwa się straszliwej pustki w sercu tylko malutkie światełko, iskierkę nadziei na to, że znów nadejdą szczęśliwe dni.
Igusia zadbała o to aby w Naszych sercach ta iskierka pojawiła się jak najszybciej…
Wiem, że to iż zaczęliśmy znowu „żyć” to właśnie Jej zasługa.
Iguniu – córeczko, nie będę mówić o tym jak ogromna jest nasza tęsknota – bo doskonale o tym wiesz, nie będę mówić jak wiele wylanych łez – bo je widzisz,  nie będę zapewniać o ciągłej pamięci- bo o rzeczach oczywistych nie trzeba mówić.
Zaglądasz do Naszych serc i widzisz ogromną miłość do Ciebie.
To wszystko co chcielibyśmy Ci przekazać mieści się w dwóch prostych słowach…
                                                                        Kochamy Cię…
                                                                                                    Mamusia i Tatuś.