czwartek, 28 kwietnia 2022

 



28 kwietnia 2015 r


     Dokładnie 7 lat temu o godz. 15.50 czas się zatrzymał...
Właśnie wtedy Córeczko postanowiłaś odpocząć po swojej ciężkiej walce, po miesiącach spędzonych za drzwiami z napisem Onkologia dziecięca.
Pamiętam to wszystko jakby to było wczoraj... Od samego rana towarzyszył Nam nieopisany strach i lęk. Jakbyśmy wewnętrznie przeczuwali co się wydarzy za kilka godzin.
Byłaś taka słaba, walczyłaś o każdy oddech, wpatrywałaś się w Nas swoimi pięknymi błękitnymi oczkami jakbyś chciała zapewnienia, że będzie dobrze.
Ja i Twój Tata pragnęliśmy tego z całego serca... Ale byliśmy wtedy tacy bezsilni i przerażeni tym co się dzieje. Kolejne badania, konsultacje, ta nerwowa atmosfera w powietrzu. Co chwilę ktoś wchodził do naszej sali, pytał, sprawdzał, badał. A Ty córeczko, jak zwykle byłaś taka dzielna i ze spokojem znosiłaś kolejne wkłucia.
     Z każdą godziną Twój stan się pogarszał, cierpiałaś co raz bardziej, leki nie przynosiły ulgi, nie zabierały Twojego bólu, a ja wewnątrz umierałam widząc to wszystko. Przecież oddałabym wszystko aby Ci pomóc, zabrać od Ciebie to cierpienie, ale nie mogłam, nie potrafiłam. Wiele razy prosiłam Boga abym mogła ten cały ból wziąć na siebie , ale nie chciał mnie wysłuchać, mogłam tylko patrzeć na to wszystko, przytulać Cię z całych sił i szeptać Ci do ucha, że będzie dobrze...
Wtedy 28 kwietnia widząc to co się dzieje, słysząc słowa lekarzy, również prosiłam Boga... ale o coś zupełnie innego... Prosiłam aby w końcu pozwolił Ci odpocząć i zaopiekował się Tobą.
Być może ktoś powie, że to szalone i straszne, że na głos wypowiedziałam słowa z prośbą o to abyś mogła w końcu w spokoju odejść ale Ja wiem, że to właśnie jest Miłość...
Ból który odczuwałaś było widać w każdym Twoim ruchu, w każdym co raz trudniejszym oddechu, ale trwałaś... jakbyś się obawiała co z Nami będzie kiedy Ciebie zabraknie. Ja również się tego bałam, ale wiedziałam, że jeśli chcemy Ci pomóc i pokazać Naszą bezgraniczną miłość do Ciebie, możemy zrobić tylko jedno... pozwolić Ci odejść...
     Mimo upływu lat, pamiętam każdą minutę z tamtego dnia i wiem, że nigdy nie zapomnę, nie chcę...
to część naszego życia, życia które od tamtego momentu zmieniło się nie do opisania.
Dzięki Tobie zrozumiałam jaka jestem silna, jak wiele potrafię znieść, ile łez mogę wypłakać a one i tak się nie kończą...
     Igusiu, to Ty nauczyłaś Nas czym jest prawdziwa miłość...
Dziękuję Ci... za to , że byłaś z Nami przez te 11 miesięcy, za to, że pokazałaś mi ile siły może być w takim małym człowieku, uświadomiłaś ile jest w Nas wiary, jak wiele jesteśmy w stanie "udźwignąć".
Dziękuję za to, że mogłam być Twoją Mamą... i przepraszam, że nie potrafiłam Cię ochronić przed tym wszystkim.
     Pamięć o Tobie będzie trwać wiecznie. Wiem, że czuwasz Nad Nami i proszę nie przestawaj... Potrzebujemy tego, potrzebujemy świadomości, że jesteś przy Nas. Nie tylko wtedy kiedy Twój brat i siostra proszą aby o Tobie opowiadać, nie tylko gdy oglądamy wspólne zdjęcia lub kiedy zapalamy znicze i zanosimy kwiaty.
Jesteś w każdym biciu Naszych serc...



Kochamy i pamiętamy..
Mama, Tata, Krzyś i Marcelinka

środa, 28 kwietnia 2021


6 lat bez Ciebie...

    Minął kolejny rok odkąd postanowiłaś odpocząć, ktoś mógłby sądzić ze po takim czasie na pewno jest nam już „lżej”, „łatwiej” żyć z tą myślą, że Cię już nie ma Igusiu. Nic bardziej mylnego, czasem mam wrażenie, że jest nawet trudniej. Za dużo pytań kłębi się w głowie, a na większość z nich nie ma mądrej odpowiedzi.
    Ostatni rok był dla nas bardzo trudny, pod wieloma względami... przychodziły chwile zwątpienia, smutku, łez, rozczarowań. W tamtych chwilach wspomnienia o Tobie pomagały mi przetrwać ten trudny czas, bo przecież najgorszą możliwą tragedię przeżyliśmy, daliśmy radę się podźwignąć po Twojej śmierci więc już nic nie powinno burzyć naszego spokoju i poddawać w wątpliwość tego ile jeszcze jesteśmy w stanie znieść. Naszą tragedię mamy za sobą i naprawdę chcę wierzyć, że wszystko się ułoży i będzie dobrze. Bo przecież „jak śmierć potężna jest miłość...”
Ty dawałaś Nam siłę podczas 6 miesięcy spędzonych w szpitalu, byłaś motywacją, siłą, wiarą... Teraz motywują nas wspomnienia o Tobie i Twoje rodzeństwo.

    Marcelinka jest rezolutną dwulatką, której wszędzie pełno, ma Twoje bystre spojrzenie i uroczy uśmiech. Dużo osób mówi jak jesteście do siebie podobne... odpowiadam wtedy z miłością :
„w końcu to siostry”.
    Krzyś jest niezwykle wrażliwym i pełnym empatii chłopcem, zadaje mnóstwo pytań, a w ostatnim czasie bardzo dużo z nich dotyczy Ciebie córeczko... Kiedy słyszę z jego ust „mamusiu tak mi smutno, że nie ma Igusi, bardzo chciałbym Ją poznać. Opowiedz mi o Niej” to moje serce płacze z rozpaczy nad tym jaki okrutny był dla nas los, że Twój brat i siostra nie mogli Cię poznać, ale jednocześnie cieszę się ile miłości do Ciebie jest w Twoim rodzeństwie i jestem spokojna o to, że tak jak na zawsze już będziesz żyła w naszych sercach, będziesz też w sercach Krzysia i Marcelinki.

    28 kwietnia 2015 roku na zawsze zmienił Nasze życie i odcisnął na nim piętno, które odczuwamy każdego dnia. Nasz świat nigdy nie będzie już taki jak wcześniej.
    W Tym roku jest to podwójnie smutna data, dziś obchodziłaby urodziny cudowna osoba, która odeszła od Nas tak nagle 2 miesiące temu. Dusza człowiek, pełna pomocy dla wszystkich, niezwykle silna i dzielna, zupełnie jak Ty córeczko.
    Zawsze gdy poprosiłam Ją o pomoc, mogłam na Nią liczyć, mam z Nią mnóstwo niezwykłych wspomnień, zarówno z dzieciństwa jak i z dorosłych lat, otrzymałam od Niej tyle miłości, że nie sposób wyrazić słowami jak bardzo jestem Jej wdzięczna.
    6 lat temu Iguniu kiedy odeszłaś, płakała nie mogąc pojąć tak samo jak my, dlaczego Pan Bóg przygotował dla Ciebie taki plan, mówiła, ze już nigdy nie będzie obchodzić urodzin bo ta data nie przynosi radości tylko wspomnienia o wielkim bólu Naszej rodziny.

    Iguniu... w tym roku jeśli mogę użyć tego stwierdzenia - jestem spokojniejsza... Nie jesteś już sama, jest z Tobą Ciocia Krysia, która Cię bardzo kochała i zajmie się Tobą najlepiej jak potrafi.
Opiekujcie się sobą nawzajem i proszę, czuwajcie nad Nami...

Córeczko pamiętamy i kochamy... każdego dnia Iskierko...

Mama, Tata, Krzyś i Marcelinka.


 

wtorek, 28 kwietnia 2020

Bez Ciebie...



     Mija kolejny rok... kolejny bez Ciebie. 
Równe 5 lat temu postanowiłaś odpocząć; zamknąć swoje piękne błękitne oczka i zakończyć swoje cierpienie... swoje i Nasze.
     Ktoś powie córeczko, że Twoja śmierć była dla nas największym cierpieniem. 
Tak, to prawda, nic bardziej bolesnego nie mogło nas w życiu spotkać; ale dla mnie jako mamy równie bolesne było patrzenie jak gaśniesz, to jak z każdym dniem robisz się co raz słabsza, jak Twój śliczny uśmiech co raz rzadziej pojawia się na buźce, jak patrzysz przed siebie a w Twoich oczach widzę wielki ból którego w żaden sposób nie mogłam od Ciebie zabrać. Właśnie z tym przez bardzo długi czas nie mogłam sobie poradzić, z tym że Cię nie uchroniłam przed tym wszystkim... Nie potrafiłam zabrać od Ciebie tego okropnego bólu; tysiące razy umierałam z bezsilności, zła na wszystko dookoła, na ten okrutny los, na lekarzy, na Pana Boga i na siebie...
Tak często zadawaliśmy sobie pytania czy zrobiliśmy wszystko co w Naszej mocy, czy coś jeszcze mogło Cię uratować, czy na pewno wyczerpaliśmy wszystkie możliwości. 
     Już wiem, że nic nie było w stanie powstrzymać tego co nieuniknione. Przeciwnik okazał się bezlitosny i bezwzględny, a Ty moja dzielna dziewczynko walczyłaś z Nim do samego końca. Dzień i noc przez pól roku od postawienia diagnozy która brzmiała jak wyrok.
      Do dziś mam przed oczami obraz tego jak o godzinie 15.50 Twoje serduszko przestaje bić, jak Cię tulę w ramionach i dociera do mnie, że robię to po raz ostatni. 
Żadnymi słowami nie da się w pełni opisać tego co wtedy czuliśmy... rozpacz, ból, żal, złość ale także... ulga. Ulga, że już Cię nie boli, że się nie męczysz, że po tylu miesiącach heroicznej walki możesz w końcu odpocząć.
Stwierdzicie „ co z Ciebie za matka?!” Powiem Wam...

Matka, która w wieku niespełna 25 lat nie sądziła że kogoś można tak bardzo kochać, że można wylać morze łez i dojść do stwierdzenia że i tak nadal można płakać,
Matka, która miesiącami wsłuchiwała się na oddziale Onkologii w szum pompy podającej leki i drżałą za każdym razem gdy włączał się w niej alarm 
Matka, która w chwilach przedłużającej się ciszy ze strachem sprawdzała czy jej dziecko nadal oddycha,
Matka, która w jednej chwili poczuła że postarzała się o całe życie, 
Matka, która uśmiechała się do napotkanych osób a w sercu przeżywała dramat.

Matka, która kochała swoje dziecko tak bardzo... że pozwoliła mu odejść. 

     Właśnie to jest moim największym osiągnięciem. To Igusiu, że nie próbowałąm Cię tu zatrzymać na siłę; kiedy nadszedł Twój czas przytuliłam Cię, ucałowałam i w ciszy kołysałam w ramionach. Mogłam w tamtej chwili zrobić tylko tyle i aż tyle...
Pamiętam jak powiedziałam do Ciebie „ Już Cię nie boli”
Bóg jeden wie ile bym dała żeby Cię dotknąć raz jeszcze, przytulić do serca i usłyszeć Twoje cudowne „Mami”. 
Twoja śmierć była lekcją dla nasz wszystkich, nauczyliśmy się cieszyć z drobnych rzeczy, doceniliśmy, że największą wartością w życiu jest zdrowie. 
     Słowa pewnej pieśni oddają to co się wydarzyło w Naszym życiu 
„ ... bo jak śmierć potężna jest Miłość... ”

     Córeczko, miłość do Ciebie była i jest tak potężna, że pozwoliła mi się podnieść po Twojej stracie, miłość do Twojego taty tak potężna, że mimo tych ciężkich chwil przeszliśmy przez to wszystko Razem i dzięki temu wiem, że nic nie jest w stanie jej zniszczyć.
Igusiu... Ty nią jesteś! Ty jesteś Naszą Miłością, Naszą siłą!


     Wierzę z całego serca, że to właśnie dzięki Tobie znów mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. 
Jest Twój tata, który jest dla mnie największym wsparciem, jest Twój braciszek, który co dzień zadaje tysiąc różnych pytań, a sam zapytany w przedszkolu czy zna jakiś wyraz na literkę I, powiedział : tak, znam; Igusia – moja siostra. Kiedy to usłyszałam poczułam ciepło w sercu bo wiem, że pamięć o Tobie nadal żyje i tak będzie do końca.
Jest też Twoja siostra która 10 miesięcy temu pojawiła się na świecie i wniosła do Naszego życia kolejną porcję miłości i radości. Jest tak bardzo podobna do Ciebie, że czasem... to aż boli.

Widzę Jej uśmiech, zamykam oczy i pojawia się obraz jak siedzisz w szpitalnym łóżeczku i uśmiechasz do nas kiedy widzisz, że próbujemy Ci zrobić zdjęcie .
Wiem, że to wszystko Twoja zasługa, Nasz wspaniały Aniele. 
     Dziś 28 kwietnia, dokładnie 5 lat po Twoim odejściu dziękuję Ci Córeczko... za to wszystko co nam dałaś, za wiarę w lepsze jutro, za nadzieję że po każdej życiowej burzy kiedyś musi zaświecić słońce; za to że mogłam być Twoją mamą, za to, że każdego dnia czujemy Twoją obecność.


Igusiu, nie mówię żegnaj... lecz do zobaczenia.
Kochamy Cię!
Mama, Tata, Krzyś i Marcelinka.



sobota, 28 kwietnia 2018

List do córki

Kochana córeczko...


              Minął kolejny rok bez Ciebie... Aż trudno uwierzyć, że to już 3 lata odkąd odeszłaś. Właściwie to wtedy – 28 kwietnia 2015 roku o godzinie 15.50 narodziłaś się na nowo - tym razem dla Nieba. Ufam, że jest Ci tam dobrze i jesteś szczęśliwa z innymi Aniołkami. Część z nich było dane mi poznać, na imię im: Madzia, Kubuś, Dorotka i Michałek. Myśl, że nie jesteś sama pokrzepia moje serce.
             Mimo upływu czasu w mojej głowie nadal kłębi się milion pytań. Chciała bym uzyskać odpowiedzi chociaż na część z nich. Wierzę, że w końcu nadejdzie ten dzień i być może wtedy będzie mi łatwiej? Nauczyłam się żyć na nowo, bez Ciebie, chociaż wiem, że nie tego chciałam. Chciałam mieć Cię przy sobie, tulić do serca i patrzeć jak dorastasz...
             Jest tyle rzeczy o których chciałabym Ci opowiedzieć, o tym jak wygląda teraz nasze życie, o tym jak minęły te 1096 dni bez Ciebie, o tym co robi Twój braciszek, którego nie zdążyłaś poznać. Tyle niewypowiedzianych słów, ale... przecież Ty to wiesz Igusiu - Ty wszystko widzisz. Wierzę, iż pewne sytuacje, które wydarzyły się w Naszym życiu w ciągu minionych 3 lat to właśnie Twoja zasługa... Dziękuje Ci za to Kochanie – nasz cudowny Aniele.
Miała byś już 4 lata... Jaka byś była? Podobna do mamy, czy do taty? Blondynka czy szatynka, szczuplutka czy pulchniutka? Tak bardzo chciałabym wiedzieć... I zobaczyć ten obraz chociaż przez chwilę.
             Często wyobrażam sobie, że nadal jesteś z nami, jemy wspólnie śniadanie, biegasz z Krzysiem i śmiejecie się w głos, a potem idziemy razem na spacer nad rzekę. Trzymasz mnie mocno za rękę, a buzia Ci się nie zamyka, bo tyle masz mi do powiedzenia.
To tylko moja wyobraźnia... Ale to właśnie ona przychodziła z pomocą, gdy były gorsze dni, gdy oczy były zamglone od łez, a serce ciężkie od bólu i strachu.
             Gdy odwiedzamy Cię razem z tatusiem i braciszkiem to czuję, że podczas tych krótkich chwil nasza rodzina jest pełna, wszyscy razem... Kiedy odchodzimy a Krzyś robi Ci pa pa i przesyła rączką buziaka czuje jak niewidzialna obręcz ściska mnie za serce. Gdybyś mogła iść z nami do domu, gdyby nasze życie mogło wyglądać inaczej. Mimo, iż wiem, że to niewykonalne, to i tak boli... Bardzo.
             Chcę, żebyś wiedziała, że w sercu mamy wcale nie minęły 3 lata, doskonale pamiętam każdą chwilę, moment, w którym wiedziałam, co się za chwilę stanie, to jak tuląc Cię do siebie z tatą patrzyliśmy jak z Twoich oczu poleciały łzy, a ja nie mogłam znieść Twojego cierpienia. Gdybym tylko mogła je zabrać od Ciebie, gdybym miała magiczny płaszcz ochrony, który mogłabym nad Tobą rozłożyć, gdybym mogła przyjąć za Ciebie wszystkie zastrzyki, kroplówki i leki, gdyby się dało wystawić moje ręce, aby przyjęły każde ukłucie igły, gdybym tylko Cię mogła ochronić.
No właśnie - gdybym...
              Ta myśl jest najgorsza... Ja - Twoja mama nie potrafiłam Cię obronić przed tym potworem, a Ty moja dzielna wojowniczko stanęłaś z nim do walki... I pokazałaś nam wszystkim jak wiele siły jest w tym maleńkim ciałku, ile uporu w tych pięknych błękitnych oczach.
Jesteś dla nas wzorem, pokazałaś nam czym jest prawdziwa bezwarunkowa Miłość.
Twoja choroba i śmierć były najgorszą próbą w życiu mamy i taty, ale przetrwaliśmy to - razem... Mimo obaw wielu osób, udźwignęliśmy ten ciężar jaki przygotowało dla nas życie i dzięki temu wiem, że Nasza Miłość jest prawdziwa i nic nie jest w stanie jej zniszczyć.
Iguniu! Kochamy Cię miłością bezgraniczną i nic nie jest w stanie tego zmienić, nawet śmierć.
Proszę Cię opiekuj się nami i przyjdź do mnie choćby na chwilę we śnie.

                                                                                              Tęsknie i kocham...
                                                                                               Mama



 







czwartek, 27 kwietnia 2017

Dziś mija kolejny rok... Aż trudno uwierzyć, że to już dwa lata odkąd Igusia odeszła.
Wiele się wydarzyło w tym czasie, zaszło sporo zmian w naszym życiu. Ale to co najważniejsze ciągle pozostaje takie samo i tak już będzie do końca... To MIŁOŚĆ do naszej córki.
Kochamy Ją tak samo jak wtedy gdy mogliśmy Ją trzymać w ramionach, czuć Jej ciepło, zapach.
Pamięć o Niej będzie żyć wiecznie... w Nas, w tych wszystkich którzy Ją kochali.

Staramy się żyć normalnie, uśmiechać, spotykać z przyjaciółmi, cieszyć się... lecz nadal nieodłącznym elementem naszego życia są chwile smutku. Czasem zdarzają się częściej, czasem rzadziej, momentami potrafią je wywołać z pozoru drobne rzeczy.
Staram się być silna ale czasami nie potrafię powstrzymać łez... choć staram się aby płynęły w ukryciu, nie chcę martwić swoich bliskich. Mimo to wiem, ze przecież są one czymś normalnym i zrozumiałym. Ponieśliśmy stratę, największą z możliwych. Nasza ukochana córeczka odeszła, o całe życie za wcześnie. Ale te 11 miesięcy kiedy była z nami,były wypełnione nie tylko bólem, walką z chorobą, litrami chemii ale przede wszystkim ogromnym szczęściem z tego, że Ją mamy- Nasz największy cud. Dziękuję Bogu za to, że mogłam Ją trzymać w ramionach, przytulać, patrzeć na jej cudowny uśmiech i ogromną siłę, którą obdarzała nas wokół. Po prostu za to, że nam Ją dał! Ktoś powie, że oszalałam, jak mogę być wdzięczna Bogu skoro zabrał mi dziecko?!
Ale ja dziękuję za to, że Igusia w ogóle pojawiła się w naszym życiu i wniosła w nie tyle radości i szczęścia. Jednocześnie proszę o to abym była w stanie zrozumieć dlaczego musiała odejść. Wierzę, że kiedyś mi się uda...


Wiem jedno, od dwóch lat mamy w niebie swojego Aniołka, który czuwa nad nami każdego dnia, nad mamą, tatą, a zwłaszcza nad braciszkiem którego Igusia niestety nie zdążyła poznać.
Rok temu na świat przyszedł Nasz synek – Krzyś. Dziękuję za Niego właśnie Iguni, wierzę, ze nie chciała abyśmy byli sami. Dzięki Niemu dla Nas znowu zaświeciło słońce a uśmiech powrócił na usta. Krzyś jest tak bardzo podobny do Igusi... mają ten sam uśmiech, bystre spojrzenie i charakterek :) Czasem... to podobieństwo aż boli. Porównuje ich zdjęcia i nie mogę uwierzyć, na niektórych z nich są prawie nie do odróżnienia. Jedynym znakiem rozpoznawczym są oczy...
Igusia miała błękitne, Krzyś natomiast ma piwne.
Nie raz zastanawiałam się jak cudownie byłoby mieć ich oboje przy sobie, nie potrzebowała bym do szczęścia nic więcej. Wyobrażam sobie ich wspólne zabawy i głośny śmiech, który towarzyszyłby nam każdego dnia. Niestety to tylko marzenia, które się nie spełnią.
Ale... wiem, że należy się cieszyć z tego co mamy i tak właśnie jest. Mam kochającego męża, wspaniałego syna... i cudowną córkę którą noszę w sercu.
Na tyle ile możemy staramy się budować w sercu Krzysia obraz siostrzyczki. Pokazujemy zdjęcia i mówimy „to Igusia, Twoja siostra, która Cię bardzo kocha i czuwa nad Tobą z nieba”.
Zdaje sobie sprawę, że teraz niewiele rozumie z tego mówimy, ale kiedyś zrozumie, a ja będę mu opowiadać jak cudowna była Jego starsza siostra.
Kiedy idziemy całą trójką na cmentarz a Krzyś się pochyla i głaszcze zdjęcie Igusi to tak jakby czas stanął w miejscu... Nie potrafię powstrzymać łez. Miałam wspaniałą córkę, a teraz mam równie wspaniałego syna... Kocham ich tak samo, każde z nich ma w moim sercu swoje miejsce.
Obawiałam się ludzkich opinii, ze tak szybko zaszłam w ciąże, ze chce zastąpić Igusię. Ale to stek bzdur! Prawda jest jedna, żadne kolejne dziecko nigdy Jej nie zastąpi. Byłą i jest wyjątkowa...


W ostatnim czasie docierały do nas smutne informacje z Onkologii, odchodziły kolejne dzieci, koledzy i koleżanki Iguni z oddziału. Każda z tych wiadomości wywoływała fale łez, ze smutku z bezsilności i zrozumienia co teraz czują rodzice tych dzieci. Neuroblastoma nadal „zbiera” okropne żniwo.
Marzy mi się aby te wszystkie chore dzieci miały dostęp do darmowej immunoterapii w Polsce i raz na zawsze opuściły ściany onkologicznego piekła.
Pieniądze nie mogą być przeszkodą do tego aby dzieci mogły wrócić do normalnego życia, i my musimy o to walczyć.
W niebie jest już prawdziwy oddział dzielnych wojowników, wspaniałych Aniołów którzy czuwają nad swoimi rodzicami. My możemy dla nich zrobić jedno... żyjmy dalej i cieszmy się życiem, niech nie widzą w naszych oczach smutku i łez.


Igusiu - nasz Aniele, Kochamy Cię całym sercem i tęsknimy, czujemy Twoją obecność każdego dnia...

                                                                                           Mama, Tata i Braciszek

czwartek, 28 kwietnia 2016

Wspomnienie...



Nie mogę w to uwierzyć, ale już minął rok…
Rok temu 28 kwietnia w jednej chwili czas się zatrzymał, a Nasz świat legł w gruzach.
Właśnie wtedy o godz. 15.50 Nasza Gwiazdka zgasła, Nasza najukochańsza córeczka Igusia odeszła…
       Wtedy nie potrafiłam myśleć o niczym innym tylko o tym czy będę w stanie bez Niej żyć, czy będę miała siłę żeby wstać rano, chodzić, jeść, funkcjonować. Rok temu wydawało mi się, że to jest niewykonalne, że na pewno nie dam rady. Zadawałam sobie pytanie : Po co mam robić to wszystko skoro nie mam dla kogo?!
Ale to był błąd, przecież nadal miałam dla kogo żyć. Dla męża, rodziny, przyjaciół a przede wszystkim właśnie dla Niej… dla mojej Iguni.
Wiem, że Ona nadal chciała patrzeć z góry na uśmiechniętą mamę, nie chciała widzieć w naszych oczach smutku i łez.
Minęło wiele dni, tygodni a nawet miesięcy zanim to do mnie dotarło i na nowo byłam w stanie reagować normalnie, tzn. śmiać się z czegoś wesołego, odpowiadać uśmiechem na czyjś uśmiech.
Ale w końcu mi się udało i jestem z tego bardzo dumna, bo wiem, że właśnie tego by chciała Nasza córeczka.
Może to dziwne ale staram się z Nią „rozmawiać” każdego dnia, czasem gdy mam gorszy dzień patrzę w niebo i proszę Ją o siłę i o to by nadal była przy mnie i cierpliwie czekała na mamę i tatę bo wierzę, że kiedyś znowu się spotkamy i będziemy razem…
      Wyobrażam sobie jakby teraz wyglądała, jak dużo słów umiała by powiedzieć, ile radości sprawiałaby Jej zabawa z ukochanym tatusiem i jak bardzo byłabym szczęśliwa tuląc Ją do siebie…
Niestety wyobraźnia płata figle… dociera do mnie, że nie doświadczymy żadnej z tych chwil, a to tak strasznie boli. 



         Ale już wiem, że musimy z tym bólem żyć i starać się przeżyć Nasze życie jak najlepiej. Jesteśmy to winni Iguni, naszej dzielnej Wojowniczce której uśmiech nigdy nie schodził z twarzy.
Mimo ciężkich zabiegów, litrów chemii wlewanych w Jej malutkie ciałko potrafiła się uśmiechać każdego dnia, najpiękniej… tak jak tylko Ona potrafiła.
Do dziś mam ten uśmiech przed oczami, moment kiedy mrużyła oczka i prezentowała ząbki nie zdając sobie sprawy jak urocza „furteczka” widnieje między jedyneczkami i powoduje, że każdy kto to widział miał ochotę Ją wziąć na ręce i przytulic z całych sił.








Przez pierwsze miesiące najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z cmentarza, stojąc przy grobie Igusi, dotykając jej zdjęcia czułam, że jest naprawdę blisko.
Teraz zrozumiałam, że nie trzeba chodzić kilka razy dziennie na cmentarz żeby czuć jej obecność. Igusia jest wszędzie tam gdzie ja jestem, bo przecież noszę Ja w sercu i tak już będzie zawsze. Zamykam oczy i widzę Jej twarz, piękne niebieskie oczka i malutkie rączki które oplatały moją szyję. Te chwile są bezcenne i nikt mi ich nie odbierze.
        W ciągu tego roku doświadczyliśmy mnóstwo życzliwości od Naszych znajomych, przyjaciół, ale najbardziej mile zaskakiwały cieple słowa od zupełnie obcych ludzi, dzięki temu zobaczyłam jak wiele serc skradła Nasza Igusia, ilu ludzi Ją pokochało mimo iż nie miało okazji Jej osobiście poznać. Dziękuje Wam za to kochani, za każde miłe słowo, przyjazny gest.
     Największym wsparciem w tych ciężkich chwilach był i jest cudowny człowiek, który każdego dnia dodawał mi otuchy, trzymał za rękę, nie pozwalał się poddawać i powtarzał, że w końcu się wszystko ułoży…
To On razem ze mną codziennie przez pół roku czuwał przy łóżku Igusi, to On ocierał moje łzy gdy brakowało już sił, to właśnie On potrafił wywołać na ustach Iguni najwspanialszy uśmiech.
Przez ostatni rok był moją ostoją, bezpieczną przystanią do której będę zawsze wracać.
Najwspanialszy ojciec, przyjaciel - mój mąż…
Dziękuję Ci, za to, że się nie poddałeś, za to ze przez cały ten czas Iga miała mamę i tatę przy sobie, wiem, ze dzięki temu była szczęśliwa. Dziękuję po prostu za to, że jesteś...
       Wiele osób zadaje pytanie: czy już się pogodziliśmy ze śmiercią naszej córeczki?
Ale odpowiedź jest jedna: żadna matka  ani ojciec nigdy nie pogodzą się ze śmiercią dziecka!
My po prostu musimy się nauczyć żyć od nowa, żyć bez maleńkiej istotki która była naszym całym światem, naszym życiem…
Być może wydaje się Wam to niemożliwe, ale to nieprawda. To jest możliwe…
Potrzeba wiele czasu, ale w końcu nadchodzi ten dzień kiedy po przebudzeniu nie odczuwa się straszliwej pustki w sercu tylko malutkie światełko, iskierkę nadziei na to, że znów nadejdą szczęśliwe dni.
Igusia zadbała o to aby w Naszych sercach ta iskierka pojawiła się jak najszybciej…
Wiem, że to iż zaczęliśmy znowu „żyć” to właśnie Jej zasługa.
Iguniu – córeczko, nie będę mówić o tym jak ogromna jest nasza tęsknota – bo doskonale o tym wiesz, nie będę mówić jak wiele wylanych łez – bo je widzisz,  nie będę zapewniać o ciągłej pamięci- bo o rzeczach oczywistych nie trzeba mówić.
Zaglądasz do Naszych serc i widzisz ogromną miłość do Ciebie.
To wszystko co chcielibyśmy Ci przekazać mieści się w dwóch prostych słowach…
                                                                        Kochamy Cię…
                                                                                                    Mamusia i Tatuś.





środa, 28 października 2015

Życie... po życiu

Dzisiejszy wpis także nie jest przypadkowy… Kolejny 28 dzień kolejnego miesiąca.
Dziś mija dokładnie pół roku odkąd Igusia odeszła.  Pół roku wypełnionego bólem i tęsknotą za Naszą córeczką… Każdego dnia podczas tych 6 miesięcy wstawałam zastanawiając się jak przeżyje kolejny dzień bez Niej, jak żyć gdy to właśnie Iga była moim całym życiem, czy to w ogóle możliwe?!

Teraz wiem, że tak, to jest możliwe…
Przez pierwsze tygodnie żyłam jak w złym śnie, wierząc, że w końcu się z niego obudzę, a wtedy Nasza Iskierka do nas powróci i znowu będziemy szczęśliwą rodziną. Niestety, po jakimś czasie zrozumiałam, że ten sen nigdy się nie skończy… i będzie trwał już do końca, a my musimy z tym żyć i starać się aby pewnego dnia znowu był dobrym snem.

Codziennie uczę się żyć od nowa, staram się sobie tłumaczyć, że Igusia chce aby mama i tata byli szczęśliwi  i uśmiechnięci. Czasem się to udaje… a wtedy zamykam oczy i dziękuje za to naszemu Aniołkowi.  Wszystko co robimy, robimy dla Niej. Chcemy żeby była z Nas dumna i jak najrzadziej widziała załzawione oczy i smutne spojrzenie.




Bardzo często gdy przychodzą chwile załamania i nie potrafię opanować łez, mąż mówi: "Aniu, nie płacz, Igusia by tego nie chciała. Przypomnij sobie jaka była radosna."
I właśnie tak robię… wspominam te wszystkie wspaniałe chwile, oglądam zdjęcia na których pięknie się uśmiecha i z dumą prezentuje kolejne ząbki.  
 
A z największą radością w sercu wracam do chwil gdy się wtulała w moje ramiona i z uśmiechem na ustach mówiła „Mami, Mama”.



Tych wspomnień nie zabierze nam nikt! Gdy przychodzą chwile zwątpienia próbuje przywołać w pamięci obraz szczęśliwej Igusi. To nie jest trudne, od razu przychodzą na myśl radosne chwile, takie jak zabawy w ukochanym skoczku, „rozmowy” przez telefon które Igunia prowadziła codzienne, wieczorne przejażdżki po domu z tatusiem jej czerwonym autkiem, kąpiele w wannie podczas których największą frajdę sprawiało jej to gdy po intensywnym machaniu rączkami i nóżkami, mama i tata wyglądali jak po prysznicu.
Wbrew tego co myśli wiele osób, Nasza Córeczka pomimo choroby, tych wszystkich badań, kolejnych cykli chemii była szczęśliwa…    
 



Kilka miesięcy temu napisałam, że trzeba nauczyć się żyć z tym bólem i wiecie co? Czasami mi się to udaje, mimo tego co sądziłam pół roku temu, nadal potrafię się jeszcze uśmiechać i normalnie rozmawiać z ludźmi. Lecz wiem, że to wszystko jest zasługą mojej największej bohaterki – mojej Igusi.

Pojawia się co raz więcej radosnych chwil i dni, lecz nadal przeważają te „gorsze” podczas których zadaje sobie pytanie czy to musiało się tak skończyć?! Dlaczego właśnie Ona, dlaczego My? Te pytania nie przynoszą ukojenia ponieważ nie uzyskuję na nie odpowiedzi.
To prawda, mamy mnóstwo wspomnień, zdjęć ale… brakuje mi dotyku jej delikatnych rączek, całowania stópek, które powodowało ogromną radość i śmiech Igusi.
Przytulam czasami jej ubranka, zabawki, po to by poczuć jej zapach, ale on jest coraz słabszy i wiem, że w końcu zniknie. To właśnie uświadamia mi, że Iga już nie wróci, a my musimy z tym żyć i wierzyć, że jeszcze kiedyś, „po tamtej stronie” się z Nią spotkamy, bo wiem, że ona tam jest i czeka na mamę i tatę. Codziennie przed snem proszę Ją by do mnie przyszła, choćby we śnie i zapewniła, że nadal jest szczęśliwa…

Powoli zmienia się także spojrzenie ludzi w naszym kierunku, tzn. zaczynają nas w końcu traktować normalnie. Pomimo straty córeczki, żyjemy, funkcjonujemy jak normalni ludzie i chcemy też być tak traktowani.
Czasem zdarzają się jeszcze pytania „jak sobie Pani radzi, jak tu dalej żyć?” Odpowiadam im: Muszę żyć dalej, bo przecież mam dla kogo!
Jest ukochany mąż, który jest dla mnie największym wsparciem, rodzina, przyjaciele… i Igusia, która czuwa nad wszystkim.
 Niestety czasami reaguje złością na to jak ktoś zalewa się łzami i zasmucony robi wykład na temat tego jak bardzo cierpi po śmierci Igusi i wymaga od nas pocieszenia, być może to samolubne ale złości mnie to, a to dlatego, że My – rodzice najlepiej wiemy co to za ból i nie trzeba nam wmawiać, że ktoś cierpi tak jak my albo i bardziej z prostego względu - to po prostu niemożliwe!
Dlatego często wybieramy towarzystwo przyjaciół, którzy wspominają Naszą córeczkę z uśmiechem na ustach i wspominają radosne chwile z Nią spędzone.



          Na pomniku Igusi jest napis „ Boże, nie pytam dlaczego Ją zabrałeś,
                                        Dziękuję, że nam Ją dałeś…”

Dziękujemy za te 11 miesięcy życia Igusi, podczas których była Naszą największa radością…