wtorek, 28 kwietnia 2020

Bez Ciebie...



     Mija kolejny rok... kolejny bez Ciebie. 
Równe 5 lat temu postanowiłaś odpocząć; zamknąć swoje piękne błękitne oczka i zakończyć swoje cierpienie... swoje i Nasze.
     Ktoś powie córeczko, że Twoja śmierć była dla nas największym cierpieniem. 
Tak, to prawda, nic bardziej bolesnego nie mogło nas w życiu spotkać; ale dla mnie jako mamy równie bolesne było patrzenie jak gaśniesz, to jak z każdym dniem robisz się co raz słabsza, jak Twój śliczny uśmiech co raz rzadziej pojawia się na buźce, jak patrzysz przed siebie a w Twoich oczach widzę wielki ból którego w żaden sposób nie mogłam od Ciebie zabrać. Właśnie z tym przez bardzo długi czas nie mogłam sobie poradzić, z tym że Cię nie uchroniłam przed tym wszystkim... Nie potrafiłam zabrać od Ciebie tego okropnego bólu; tysiące razy umierałam z bezsilności, zła na wszystko dookoła, na ten okrutny los, na lekarzy, na Pana Boga i na siebie...
Tak często zadawaliśmy sobie pytania czy zrobiliśmy wszystko co w Naszej mocy, czy coś jeszcze mogło Cię uratować, czy na pewno wyczerpaliśmy wszystkie możliwości. 
     Już wiem, że nic nie było w stanie powstrzymać tego co nieuniknione. Przeciwnik okazał się bezlitosny i bezwzględny, a Ty moja dzielna dziewczynko walczyłaś z Nim do samego końca. Dzień i noc przez pól roku od postawienia diagnozy która brzmiała jak wyrok.
      Do dziś mam przed oczami obraz tego jak o godzinie 15.50 Twoje serduszko przestaje bić, jak Cię tulę w ramionach i dociera do mnie, że robię to po raz ostatni. 
Żadnymi słowami nie da się w pełni opisać tego co wtedy czuliśmy... rozpacz, ból, żal, złość ale także... ulga. Ulga, że już Cię nie boli, że się nie męczysz, że po tylu miesiącach heroicznej walki możesz w końcu odpocząć.
Stwierdzicie „ co z Ciebie za matka?!” Powiem Wam...

Matka, która w wieku niespełna 25 lat nie sądziła że kogoś można tak bardzo kochać, że można wylać morze łez i dojść do stwierdzenia że i tak nadal można płakać,
Matka, która miesiącami wsłuchiwała się na oddziale Onkologii w szum pompy podającej leki i drżałą za każdym razem gdy włączał się w niej alarm 
Matka, która w chwilach przedłużającej się ciszy ze strachem sprawdzała czy jej dziecko nadal oddycha,
Matka, która w jednej chwili poczuła że postarzała się o całe życie, 
Matka, która uśmiechała się do napotkanych osób a w sercu przeżywała dramat.

Matka, która kochała swoje dziecko tak bardzo... że pozwoliła mu odejść. 

     Właśnie to jest moim największym osiągnięciem. To Igusiu, że nie próbowałąm Cię tu zatrzymać na siłę; kiedy nadszedł Twój czas przytuliłam Cię, ucałowałam i w ciszy kołysałam w ramionach. Mogłam w tamtej chwili zrobić tylko tyle i aż tyle...
Pamiętam jak powiedziałam do Ciebie „ Już Cię nie boli”
Bóg jeden wie ile bym dała żeby Cię dotknąć raz jeszcze, przytulić do serca i usłyszeć Twoje cudowne „Mami”. 
Twoja śmierć była lekcją dla nasz wszystkich, nauczyliśmy się cieszyć z drobnych rzeczy, doceniliśmy, że największą wartością w życiu jest zdrowie. 
     Słowa pewnej pieśni oddają to co się wydarzyło w Naszym życiu 
„ ... bo jak śmierć potężna jest Miłość... ”

     Córeczko, miłość do Ciebie była i jest tak potężna, że pozwoliła mi się podnieść po Twojej stracie, miłość do Twojego taty tak potężna, że mimo tych ciężkich chwil przeszliśmy przez to wszystko Razem i dzięki temu wiem, że nic nie jest w stanie jej zniszczyć.
Igusiu... Ty nią jesteś! Ty jesteś Naszą Miłością, Naszą siłą!


     Wierzę z całego serca, że to właśnie dzięki Tobie znów mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. 
Jest Twój tata, który jest dla mnie największym wsparciem, jest Twój braciszek, który co dzień zadaje tysiąc różnych pytań, a sam zapytany w przedszkolu czy zna jakiś wyraz na literkę I, powiedział : tak, znam; Igusia – moja siostra. Kiedy to usłyszałam poczułam ciepło w sercu bo wiem, że pamięć o Tobie nadal żyje i tak będzie do końca.
Jest też Twoja siostra która 10 miesięcy temu pojawiła się na świecie i wniosła do Naszego życia kolejną porcję miłości i radości. Jest tak bardzo podobna do Ciebie, że czasem... to aż boli.

Widzę Jej uśmiech, zamykam oczy i pojawia się obraz jak siedzisz w szpitalnym łóżeczku i uśmiechasz do nas kiedy widzisz, że próbujemy Ci zrobić zdjęcie .
Wiem, że to wszystko Twoja zasługa, Nasz wspaniały Aniele. 
     Dziś 28 kwietnia, dokładnie 5 lat po Twoim odejściu dziękuję Ci Córeczko... za to wszystko co nam dałaś, za wiarę w lepsze jutro, za nadzieję że po każdej życiowej burzy kiedyś musi zaświecić słońce; za to że mogłam być Twoją mamą, za to, że każdego dnia czujemy Twoją obecność.


Igusiu, nie mówię żegnaj... lecz do zobaczenia.
Kochamy Cię!
Mama, Tata, Krzyś i Marcelinka.